wtorek, 13 stycznia 2015

Zjazd na pobocze.

Dom stary i styrany, dach w opłakanym stanie, sad całkowicie zapuszczony, a obora szkoda gadać. Kiedyś to jej mieszkańcy dostarczali gospodarzom pożywienia, dziś jest składem nikomu do niczego NIEpotrzebnych rzeczy.

Droga dojazdowa? Brak. Podobno syn gospodarza  drogę chciał budować ale ojcu szkoda było pola. Koniem dojedzie.

Piwnica… może się nie zawali. 

Stodoła pełna starego siana, pokaleczonych mebli, zresztą ciężko wejść dalej bo na samym środku stoi wielka stara młocarnia.
Ojciec zmarł, matkę córka do miasta zabrała, a podupadłe gospodarstwo kupił mój przyszły Luby. Luby jest zapalonym kajakarzem, a  gospodarstwo leży w sąsiedztwie toru kajakowego na Dunajcu więc "jakoś tak znalazł na Internecie i kupił". Teraz Luby  myśli, a może by się tego jednak pozbyć…

Ale, ale! Zaraz, zaraz!  


Nawiązując, do którejś z książek  Joanny Chmielewskiej,  mam taki charakter, że nawet jak zobaczę na wycieraczce końskie łajno to się ucieszę, że konik tu był. I chyba ten charakter plus fakt,  że jako dzieciak bardzo dużo czasu spędziłam na wsi i zabawy z rówieśnikami w gotowanie zupy ze stonki ziemniaczanej na ognisku  wypaczyły mi osobowość, sprawiają, że ja zauważam.

Zauważam, że dom można by wyremontować, że stara dachówka pod warstwą brudu ma piękny czerwony kolor, że okna można podreperować i umyć, powiesić zasłony. 

Zauważam, że sad żyje i kwitnie a obora to piękny duży budynek.

Droga, cóż… tu sprawa ma się gorzej, nawet mój optymizm tego nie przeskoczy ale przecież do górskich schronisk też trzeba jakość dojść, i  baaa nawet to człowieka cieszy.

W piwnicy jest cała masa soków, konfitur 
i marynat, z czasów gdy jeszcze gospodyni cieszyła się zdrowiem, więc można by kontynuować tradycję, zwłaszcza, że w sklepach dużo chemii. 

W stodole za to  już widzę warsztat, wielki salon, albo salę do ćwiczeń. Łąka jest, siano się wymieni i już noc na sianie mi się marzy.

Meble - może choć część mi się uda odnowić? Tak, nauczę się 
i sama zrobię, takie meble z duszą są najpiękniejsze…
Na szczęście mój oblubieniec nie tylko, że również chwilami wychowywał się u babci na wsi, to w dodatku bardzo musi mnie kochać - decyzja podejmuje się sama. 
Dom zostaje, a my w nim.


4 komentarze:

  1. Jupiii! Już uwielbiam Cię czytać <3
    Jestem z Ciebie , co tam, z Was jestem taka dumna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że da się czytać :)
      No i czekamy na Was w chacie.
      Zdrowiej i przyjeżdżajcie.

      Usuń
  2. Małe sprostowanie - nie syn, a córka :)
    A grzybki cioci - ummm najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń

Teraz Twoja kolej :)
Jesteśmy zawsze ciekawi Twojej opinii, więc jeśli tylko masz ochotę zostaw komentarz.