środa, 28 stycznia 2015

Od przybytku głowa... boli

O rzeczach niepotrzebnych.

W 2008 roku wprowadziłam się do nowego mieszkania.
Podczas przeprowadzki przewiozłam strasznie dużo bibelotów i po dwóch dniach mieszkanie wyglądało jakbym w nim mieszkała od lat.

To dlatego, że w życiu raczej wyznawałam zasadę „jeśli coś wyrzucę to na pewno wkrótce będę tego potrzebować”.

Staram się naprawdę raz na jakiś czas robić generalne porządki i wyrzucać (lub przynajmniej wynosić do piwnicy) rzeczy niepotrzebne, ale segregacja chyba idzie mi kiepsko.

Jakiś czas temu mieszkał u mnie chwilę kolega, potrzebował mieszkania „od zaraz” więc wprowadził się po kilku dniach i  sam spakował mnie do kartonów. Do dziś szydzi z ogromnej ilości pudełeczek i portfelików na rzeczy różne. „ Ty Sara jak zapełniłaś jedno pudełeczko z portfelikami i bibelotami to po prostu zakładałaś sobie kolejne, masz takich pudełeczek dziesiątki - tu masz wszystkie, proszę. P.s. jesteś nienormalna.”

I tym sposobem poza dziesiątką portfelików z wizytówkami, ulotkami, starą biżuterią (której nigdy nie założę), tasiemkami, guzikami do ubrań, których już nie noszę, mam również swoje notatki i zapiski ze studiów, ubrania, w które już raczej nigdy się nie zmieszczę, kilka par butów, które założyłam raz żeby stwierdzić, że jednak są odrobinę za małe, podręczniki do hiszpańskiego, angielskiego, niemieckiego i francuskiego (te do francuskiego akurat zostały po koledze), dwie pary nart, stare wiązania snowboardowe* masę kurzu i pękającą w szwach piwnicę".
* Wyjątkiem jest snowboard szczęśliwie użytkowany od roku przez moją koleżankę.

A znów zamierzam się przeprowadzić.

Dlatego postanowiłam pozbyć się większości rzeczy i zmienić zasady gry.
"Odtłuszczam mieszkanie".
Wszystko w moim domu musi być użyteczne  lub piękne.

Mniej rzeczy to mniej  kurzu i mniej sprzątania.
Mniej rzeczy to więcej przestrzeni do życia.
Lepsza koncentracja i odpoczynek.
Wcale nie muszę trzymać w domu wszystkich  nietrafionych prezentów.
Jeśli coś kupuję zastanawiam się 10 razy czy na pewno tego potrzebuję.
Jeśli kupuję nową rzecz, pozbywam się starej.
Pozbywam się ubrań i rzeczy, których nie założyłam lub nie używałam od roku. 
Nie potrzebuję 19 kubków na herbatę.
Nie potrzebuję 5 różnych patelni i 10 garnków i starego aparatu fotograficznego
Wyrzucam wszystkie niepotrzebne papiery, przeterminowane gwarancje, kwity i notatki ze studiów. Te z danymi personalnymi niszczę w niszczarce lub palę. Co mogę skanuję i przegrywam na dysk.

A najważniejsze, są tacy, którym moje rzeczy mogą się bardzo przydać.

Można  pozbyć się rzeczy oddając je do fundacji, wystawić ogłoszenie na Internecie w sekcji „oddam za darmo” lub zanieść do komisu.

Gdyby ktoś chciał się czegoś pozbyć to w Krakowie istnieje fundacja, która otworzyła dwa sklepy charytatywne.( W innych miastach nie wiem, ale chętni na pewno poszukają)."Largo"  rzeczy niepotrzebne zamienia  na pieniądze dla potrzebujących. (Dla mających styczność z UK coś na kształt ichniejszych Oxfamów).
Sklepy przyjmują  wszystko: obrusy, książki, narzuty, szklanki, kubki, talerze, ubrania, obuwie, biżuterię. Właścicielki zapraszają wszystkich, którzy mają rzeczy niepotrzebne - „Nie wyrzucajcie ich. Oddawajcie, kupujcie, pomagajcie…”

„Perfekcję osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic więcej dodać, lecz wtedy, gdy nie ma czego odjąć” - Antoine de Saint- Exupery

Artykuł o Fundacji Largo oraz adresy sklepów

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Cena za marzenia


Chciałabym zrobić wszystko.

Wyremontować dom na wsi, zbudować dom w Azji, pracować przy 4 projektach, odnosić sukcesy w pracy, mieć wolne weekendy, mieszkać w mieście, mieszkać na wsi. Nauczyć się hiszpańskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Spędzić spokojne wakacje w chacie, wyremontować oborę, założyć ogródek warzywny i lecieć w podróż dookoła świata,  jechać na narty i na weekend na Sycylię. Pójść na kurs stolarski, chodzić na jogę, regularnie biegać, gotować, odnawiać meble, przy tym jeszcze urodzić dziecko albo dwa, jechać na nurkowanie, nauczyć się pływać na kajaku, przeczytać 100 książek w ciągu roku, zrobić studia podyplomowe z zielarstwa 
i podróżować.

Chcę wchłonąć cały świat, spróbować wszystkiego, więc pędzę,  pędzę, by ze wszystkim zdążyć.
Jestem jak dzieciak w sklepie z cukierkami, chcę zjeść wszystkie naraz.
Tylko w przeciwieństwie do dziecka wiem, że nie dam rady.  
Znacie to uczucie?

Remont mojej i Lubego wymarzonej chaty prawie całkowicie zjadł i strawił nasz rok 2014 jeśli chodzi o czas, energię i fundusze.
W listopadzie 2013 dom był bezwładną kupą belek, w grudniu 2014 świętowaliśmy w nim Nowy Rok z rodziną i przyjaciółmi. 
W tygodniu oboje pracowaliśmy na etatach,  wieczorami i w weekendy przy budowie. Prawie wszystkie wolne dni spędziliśmy robiąc coś przy domu. Nasze życie towarzyskie praktycznie ograniczyło się do znajomych,  którzy mimo mało komfortowych warunków decydowali się nas odwiedzić, często również pomóc.  Każde weekendowe wyjście, ślub znajomych, urodziny przyjaciół czy wyjazd "nie do chaty" powodował zaległości, które  trzeba było nadrobić.
Mimo wszystko postanowiliśmy nie rezygnować z prawdziwych wakacji. Trochę odetchnęliśmy, za to finansowo grudzień zakończyliśmy na mocnym minusie.
Udało się, nie zwariowaliśmy, ale oboje pod koniec 2014 byliśmy całkowicie wyczerpani.
I oboje wiedzieliśmy, że nie udźwigniemy kolejnego takiego roku. 
Z czegoś trzeba zrezygnować.

To co już wiedziałam (ale łatwiej mi było żyć nie przyznając się do tego) już całkowicie - mocno i młotkiem - wbił mi do głowy artykuł Olivera Embertona.

Nasze mózgi zachowują się jak piłka plażowa wypełniona pszczołami. Setki sprzecznych impulsów pcha nas w różnych kierunkach.
Ludzie nigdy nie chcą robić jednej rzeczy. Chcą robić wszystko. Jednocześnie ćwiczyć, uczyć się hiszpańskiego i iść na pizzę. Każde z naszych nieskończonych pragnień działa niezależnie i stara się przesunąć piłkę egoistycznie, w wybranym przez siebie kierunku.
Dlatego zazwyczaj piłka zmierza donikąd, jest kontrolowana bardziej przez ukształtowanie terenu niż przez wolę tego, co jest 
w środku.

Tak żyje większość z nas. Ciągle targani sprzecznościami, ciągle narzekający na brak czasu.

Oliver Emberton pisze, że nie wystarczy mieć świetnego pomysłu. Bo wielu ludzi ma świetne pomysły. Problem w tym, że zbyt duża ilość dobrych pomysłów wzajemnie się wyklucza. 
Im więcej kierunków obierzesz, tym mniejszy dystans pokonasz.
Wyobraź sobie, że chcesz polecieć na Marsa i zależy od tego Twoje życie. Co robisz? Najprawdopodobniej rzucasz wszystko inne. Stajesz się gigantyczną pszczołą pchającą piłkę na Marsa.
Od Edisona po Einsteina maniakalna koncentracja na jednym celu jest prawdopodobnie najważniejszą strategią na osiągnięcie sukcesu.
Jeśli  zaś chodzi o  sam cel, to wg autora artykułu  powinniśmy się ograniczyć do 3 sfer życia -np.  praca, dom, czas wolny. Wybieramy jedno dążenie dla każdej ze sfer i kierujemy cały nasz potencjał na osiągnięcie punktu docelowego.

Ludzie nie odnoszą porażek przez brak potencjału.
Ludzie odnoszą porażki, bo ich potencjał jest rozdrobniony na zbyt wiele kawałków.

Jeśli chcesz spełniać swoje marzenia, musisz  się zdecydować. 
Wybrać jeden kierunek i twardo powiedzieć nie dla wszystkich alternatyw. 
To nie jest łatwe, ale jeśli chcesz spróbować,  teraz przynajmniej znasz cenę.

sobota, 17 stycznia 2015

Lekarstwo na wszystko


Szanuj zdrowie należycie, bo jak umrzesz stracisz życie ;)

Poniżej przepis na "naturalny antybiotyk", żadnej chemii, wszystkich składników właściwie na co dzień używam w kuchni.


Potrzebujecie:

700 ml octu jabłkowego (najlepiej organicznego/ naturalna fermentacja)
mniej więcej ¼ szklanki drobno posiekanego czosnku,
mniej więcej ¼ szklanki drobno posiekanej cebuli,
mniej więcej ¼ szklanki startego imbiru,

mniej więcej 2 świeże papryczki chili lub pieprz cayenne,
mniej więcej 2 łyżki tartego chrzanu,
2 łyżki kurkumy w proszku lub 2 kawałki  posiekanego korzenia kurkumy

*Ja używam sproszkowanej, bo przywiozłam z Indii spore zapasy, ale na niektórych targach, czy w sklepach internetowych można znaleźć świeży korzeń

**Składniki alternatywne: miód, rozmaryn, goździki, kardamon, skórki z cytrusów, pieprz i co Wam wpadnie do głowy.


Wszystkie składniki wrzucamy do dużego słoja lub szklanej butli, zalewamy octem jabłkowym (najlepszy jest taki domowej produkcji lub organiczny - naturalna fermentacja) i zamykamy. Słoik trzymamy w suchym i chłodnym miejscu przez około 3-4 tygodnie, mieszając raz na jakiś czas. Po paru tygodniach płyn przelewamy do butelki a "mieszankę" przekładamy do mniejszego słoika i  zalewamy oliwą. Używamy jako przyprawy - np. do marynowania warzyw,  mięs, do przyprawiania zup,  sałatek, curry czy Bloody Mary. 

Nie wymieniam korzyści płynących z działania każdego ze składników - łatwo wyszukacie te informacje w Internecie, ale gwarantuję, że ta mieszanka załatwi niejedno przeziębienie czy niestrawność i wzmocni odporność.
Płyn pijemy  "dla odporności" - 1 łyżkę dziennie, w przypadku choroby kilka razy dziennie.
Można go również dodawać do soków lub herbat.

Mieszanka ma silne działanie przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe i przeciwgrzybiczne. 
Małe dawki są  bezpieczne dla kobiet w ciąży i dzieci.






czwartek, 15 stycznia 2015

Bogatym jest ten...

Kto dużo zarabia, ten dużo wydaje.
Sama wpadłam w pułapkę. 
Przez pracę przez dwa lata utrzymujemy z Lubym dwa mieszkania, dwa samochody i jeszcze dom.
Paradoksalnie, gdybym zrezygnowała z pracy w mieście i przeprowadziła się na stałe do niego mogłabym spokojnie zarabiać nawet 25% tego co zarabiam teraz. I dalibyśmy radę.
Za to mielibyśmy dużo więcej czasu dla siebie. (Wdrożenie planu oczywiście w toku).

Tak już jest we współczesnym świecie, że pracujemy, kupujemy, gromadzimy i w ten sposób próbujemy urządzić sobie życie. A kiedy już je sobie PRAWIE urządzimy, orientujemy się, że minęło.

Chyba, że wcześniej połapiemy się, że coś jest nie tak.

Mój znajomy rzucił pracę 
i pojechał na rok w świat (założę się, że większość z Was zna podobne historie.)
Ja wszystkie letnie weekendy spędziłam  w drewnianej chacie bez ciepłej wody,  gotując makaron na ognisku w puszcze po fasoli.
W takich sytuacjach łatwiej zrozumieć, że wystarczy mieć gdzie spać, co zjeść, czym się przykryć i z kim pogadać żeby być człowiekiem szczęśliwym.

Bardzo trafnie określił to pewien krakowski filozof:

"(…)Jak wrócić do źródeł. Do sensu. Nie chodzi o to, żebyśmy wyrzekali się posiadania tego, co jest nam konieczne pod względem wartości materialnych. Tylko byli na tyle rozsądni, żeby umieć sobie postawić miarę. Powiedzieć: to wystarczy, nie potrzebuję więcej. (…)
A poza tym być obecnym i uważnym. 
Bardzo mi się podoba to, co pisze Vladimir Jankélévitch, mało znany w Polsce francuski filozof i muzykolog. On mówi o doznaniach życiowych jako o "uroku chwili".
"Co to jest? Smak ciastka zamoczonego w herbacie, zapach parku o północy. Ten zapach nigdy nie jest taki sam, to ciastko nigdy tak samo nie smakuje.
Żeby doświadczyć tego smaku, tego uroku życia, trzeba się zatrzymać. 
I przestać zbierać dobra."

- prof. dr hab. Tadeusz Gadacz  w Wywiadzie dla Gazety Wyborczej



środa, 14 stycznia 2015

O recyklingu choinki słów kilka

Czyli post dla wielbicieli prawdziwych choinek,  lasu i nie tylko.

Choinka w Miłośliwce jeszcze stoi. Nie wiem jak Wasze drzewka, ale mam kolegę, u którego  w salonie zastałam kiedyś ciętą choinkę - a raczej jej zeschnięte resztki - w listopadzie. (Piotrze, pozdrawiam!)
Gdzieś w głębi duszy mam więc nadzieję, że ten post nie będzie spóźniony, a nawet jeśli, to niech będzie dla kogoś inspiracją, by wybrać się do lasu.

Co zrobić z choinką?

Mimo, że jestem szczęśliwą posiadaczką pieca, nie bardzo chcę ją spalić - jest jeszcze zielona i nie gubi igieł. 
Coś jednak zrobić muszę.

Pierwsza myśl - smak z dzieciństwa - syrop z młodych pędów sosny. Oczywiście to nie najlepsze skojarzenie, na ciętym drzewku w środku stycznia, które w dodatku nie jest sosną, tylko świerkiem, młodych pędów sosnowych nie znajdę. 

Druga myśl -  "ktoś, kiedyś" mówił  mi o iglanej posypce do szparagów…  zakładam jednak, że również chodziło o młode pędy sosny, która w ostatnich latach zyskała na popularności w trendy zielonej kuchni.

Trzecia myśl - szyszka kąpielowakto ma przynajmniej tyle lat co ja ten pamięta ;)

Czwarta myśl - czas odpalić Internet.

WOW!
Syrop z pączków sosny, syrop z pączków świerka, syrop z pączków jodły, syrop z szyszek, nalewka sosnowa, nalewka świerkowa, herbatki, kompoty, soki, surówki, ocet, galaretka ze świerkowych igieł, młode pąki sosny w miodzie gryczanym i młode pąki sosny w gorzkiej czekoladzie, sosnowe lody 
a na koniec „szparagi sosna bursztyn” z Atelier Wiadomo Kogo; 
Dalej kąpiele, olejki, maceraty, maści,  wywar  z szyszek jodłowych na zmarszczki a nawet guma do żucia.
Choroby żołądka, infekcje dróg oddechowych, reumatyzm i infekcje skórne - kora, igły, pędy, szyszki, nasiona i żywica - choinka jest dobra na wszystko.

Czy wiedzieliście, że  przez cały rok aż tyle rzeczy można zrobić z jednego iglastego drzewka?

Jeśli nie, a Wasza choinka ciągle stoi to radzę się zabrać za surfowanie ;)

Poniżej kilka najciekawszych (moich zdaniem) pomysłów na wykorzystanie  starego, poczciwego drzewka. A do przepisów z wykorzystaniem świeżych pędów wrócę na wiosnę.

Pozdrawiam!


Galaretka ze świerkowych igieł - W smaku zamknięte

Śliwki z sosną - Pincake inna cukiernia

Maść choinkowa - Herbiness

Herbata  świerkowa/ sosnowaZ błękitem
*do herbaty można dodać suszone jabłko, gruszkę, cytrynę lub skórkę pomarańczową
Kąpiel choinkowa  - Herbiness
*analogicznie można użyć igieł jodły lub świerka, który koi podrażnienia i odmładza skórę,  wystarczy ugotować wywar i dolać do wanny 
p.s.  Link dla wnikliwych -  Rozpoznawanie drzew iglastych

wtorek, 13 stycznia 2015

Zjazd na pobocze.

Dom stary i styrany, dach w opłakanym stanie, sad całkowicie zapuszczony, a obora szkoda gadać. Kiedyś to jej mieszkańcy dostarczali gospodarzom pożywienia, dziś jest składem nikomu do niczego NIEpotrzebnych rzeczy.

Droga dojazdowa? Brak. Podobno syn gospodarza  drogę chciał budować ale ojcu szkoda było pola. Koniem dojedzie.

Piwnica… może się nie zawali. 

Stodoła pełna starego siana, pokaleczonych mebli, zresztą ciężko wejść dalej bo na samym środku stoi wielka stara młocarnia.
Ojciec zmarł, matkę córka do miasta zabrała, a podupadłe gospodarstwo kupił mój przyszły Luby. Luby jest zapalonym kajakarzem, a  gospodarstwo leży w sąsiedztwie toru kajakowego na Dunajcu więc "jakoś tak znalazł na Internecie i kupił". Teraz Luby  myśli, a może by się tego jednak pozbyć…

Ale, ale! Zaraz, zaraz!  


Nawiązując, do którejś z książek  Joanny Chmielewskiej,  mam taki charakter, że nawet jak zobaczę na wycieraczce końskie łajno to się ucieszę, że konik tu był. I chyba ten charakter plus fakt,  że jako dzieciak bardzo dużo czasu spędziłam na wsi i zabawy z rówieśnikami w gotowanie zupy ze stonki ziemniaczanej na ognisku  wypaczyły mi osobowość, sprawiają, że ja zauważam.

Zauważam, że dom można by wyremontować, że stara dachówka pod warstwą brudu ma piękny czerwony kolor, że okna można podreperować i umyć, powiesić zasłony. 

Zauważam, że sad żyje i kwitnie a obora to piękny duży budynek.

Droga, cóż… tu sprawa ma się gorzej, nawet mój optymizm tego nie przeskoczy ale przecież do górskich schronisk też trzeba jakość dojść, i  baaa nawet to człowieka cieszy.

W piwnicy jest cała masa soków, konfitur 
i marynat, z czasów gdy jeszcze gospodyni cieszyła się zdrowiem, więc można by kontynuować tradycję, zwłaszcza, że w sklepach dużo chemii. 

W stodole za to  już widzę warsztat, wielki salon, albo salę do ćwiczeń. Łąka jest, siano się wymieni i już noc na sianie mi się marzy.

Meble - może choć część mi się uda odnowić? Tak, nauczę się 
i sama zrobię, takie meble z duszą są najpiękniejsze…
Na szczęście mój oblubieniec nie tylko, że również chwilami wychowywał się u babci na wsi, to w dodatku bardzo musi mnie kochać - decyzja podejmuje się sama. 
Dom zostaje, a my w nim.


"Pochwała powolności"

Zasuwam najszybszym pasem codzienności.

"Obsesyjnie próbuję zaoszczędzić każdy najmniejszy okruch czasu, kilka sekund tu, jedna minuta tam. I nie jestem w tym osamotniony. Wszyscy dookoła – przyjaciele, koledzy, rodzina – zostali wciągnięci przez ten sam wir. (…)
Wrogiem staje się każdy człowiek i każde zjawisko, które staje nam na drodze, spowalnia nas i sprawia, że nie dostajemy tego, co chcemy i kiedy chcemy. (…)
Takie są właśnie konsekwencje naszej obsesji szybkości i oszczędzania czasu – wściekłość na drodze, wściekłość w samolocie, wściekłość na zakupach, wściekłość w związku, wściekłość w biurze, wściekłość na wakacjach, wściekłość na siłowni. Szybkość sprawia, że żyjemy we wściekłych czasach. (…)Brak ci czasu na książkę, którą dostałeś na Boże Narodzenie? Zapisz się na kurs szybkiego czytania. Dieta nie działa? Zrób sobie liposukcję. Nie masz czasu gotować? Kup mikrofalówkę. (…)


A jednak pewnych spraw nie można i nie należy przyspieszać. (…)
Są rzeczy, które potrzebują czasu, wymagają spowolnienia. "

"Pochwała powolności" - Carl Honore
*****
Do pisania bloga zabieram się od roku, ale paradoksalnie ciągle nie mam czasu.
Dziś chcę zacząć od samego początku, czyli od pomysłu remontowania starej chaty na wsi. 
Trafiam jednak na książkę "Pochwała powolności" Carla Honore, która spina  wszystko o czym chciałabym tu pisać w jedną wielką całość.

Z pozoru nie związane z sobą: renowacja starych mebli, tradycja, zdrowa kuchnia, domowe przetwory, gry planszowe, pieczenie chleba czy mądrości naszych babć - wszystkie tematy mają wspólny mianownik. Tym mianownikiem jest wewnętrzna potrzeba spowolnienia,  potrzeba którą odczuwam ja i wielu moich znajomych (nieznajomych pewnie też).

I nie chodzi tu o zamieszkanie w lesie, odcięcie się od wszelkich dóbr naszej cywilizacji, a raczej 
o znalezienie czasu na to, co sprawia, że warto żyć.

Filozofia powolności, którą  od dziś oficjalnie wyznaję, to próba odnalezienia równowagi i lepszego życia w tym szybkim świecie. 
Zjechanie z najszybszego pasa codzienności.
Życie w swoim własnym tempie.
Czego i sobie, i Wam życzę.



 „Kiedy rzeczy dzieją się zbyt szybko, nikt nie może być niczego pewien, nawet siebie samego”. - Milan Kundera -

Teraz Twoja kolej. Czy się ze mną zgadzasz, czy masz całkiem odmienne zdanie?
Proszę zostaw komentarz i napisz co myślisz - jestem bardzo ciekawa Twojej opinii.